piątek, 30 stycznia 2015

ksiażka

Miałem podobne wrażenie, gdy dorastająca córka zatonęła po uszy w książkach o wampirach. Załamywałem ręce, ale siedziałem cicho. I słusznie! Po pewnym czasie dziecię zaczęło z własnej inicjatywy podbierać książki z moich półek, a dziś wspólnie pękamy ze śmiechu przerzucając się cytatami: jak to poseł Kosiubidzki Feliks “każdego, z kim rozmawiał, sobą silnie bez przerwy zaszczycał”. I o lotnikach z Pianosy: “Strzelanie do rzutków było dla nich doskonałym ćwiczeniem. Nabierali dzięki niemu wprawy w strzelaniu do rzutków”.
Przygoda z literaturą, raz zaczęta, nie może się skończyć i różnice pokoleniowe niewiele tu znaczą. Ale to wie Pani pewnie lepiej ode mnie. to chyba najważniejsza książka w naszym domu, dociera do wszystkich grup wiekowych na swój sposób (4-latka i 10-latek oraz “starzy”). Uwielbiamy film Disneya z 1951 z bardzo udanym dubbingiem, pięknym dźwięcznym ‘ł’ Alicji-Barbary Rylskiej i rewelacyjnymi piosenkami. Dodgson i Disney mieli ze sobą wiele wspólnego z bielizną damską. Zaskakująco dużo zbieżności charakterologicznych, nie dziwi, że zrobienie Alicji było obsesją Disneya. Sam film mocno ”odjechany”, jakby zwiastujący nadchodzące lata 60. Nie był zbyt ciepło przyjęty w 1951. Jest jeszcze jeden wymiar relacji sensu i bezsensu w “Alicji” – ten tłumaczeniowy. Tak się złożyło, że miałem kiedyś zajęcia z przekładu z autorką kolejnego po Marianowiczu tłumaczenia “Alicji”, która jako jeden z najtrudniejszych elementów tekstu wskazała postać kota z Cheshire – po ang. to nawiązanie do powiedzenia “smile like a Cheshire Cat”, czyli uśmiechać się od ucha do ucha. W tłumaczeniu p. Kozak ów Ch.C. został “szczerym kociskiem”. Tłumaczka przyznała, że korcił ją “kot cieszyński/z Cieszyna”, ale taki ekwiwalent odrzuciła. “Dlaczego nie?”, jęknęła nasza grupa, złakniona carrollowskiego absurdu. A że student złośliwy i wredny, to łatwo się domyślić, że szczere kocisko przyjęło się w sferze przezwisk  Ja czytalem to po raz pierwszy w wieku niekoniecznie doroslym, ale juz na tyle dojrzalym, ze zdawalem sobie sprawe pure nonsensu ksiazki – i to mnie bawiło. Natomiast Po drugiej stronie lustra, ktore zaczalem czytac bieliznę z ciekawosci, a dokończyłem z obowiazku, nie wzbudzilo juz mojego entuzjazmu.
Kiedy poznałem swoja przyszła zone, okazało sie, ze ona nalezy do obozu Misia Puchatka. I tak to juz zostało do dziś. Wydaje mi sie, ze w znacznej mierze Puchatek zawdzięcza swoje powodzenie w Polsce, dzieki rewelacyjnemu tlumaczeniu Ireny Tuwim. I tu kolko sie zamyka – w jakim stopniu tlumaczenie decyduje o powodzeniu ksiazki.

Słuchowiska nie znam, ani innych filmów, procz produkcji z J. Deppem i H. Bonham Carter – okropnej! Jest ponoc film z 1933 r z C. Grantem, G. Cooperem i W.C. Fieldsem – to musi byc cos.
Tej ksiazki nie da sie fizycznie zilustrować bieliznę nocną. Cala jej uroda opiera sie na pobudzeniu wyobrazni czytelnikow i czytelniczek tez ;-).
Jezeli idzie o ilustracje – to za moich młodych lat była Olga Siemaszkowa. Mam jakis egzemplarz Swierszczyka z jej ilustracjami (Moja Mama tez robila tam ilustracje i tak to sie pisemko zachowało). Czytalem tez niedawno wspomnienia E. Lipinskiego ktory tez nazywa ja Siemaszkowa w bieliźnie.
Jeśli wolno, to jeszcze jedna uwaga całkiem nie na temat (ale o książkach). Widziałem w Empiku “Finneganów tren”, na który czaiłem się od dawna. Wydali go w miękkiej oprawie, jak kryminał do przeczytania w pociągu! Jak można …

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz